Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic

Andrzej Żak. Spór Konwentu klarysek krakowskich z mieszkańcami Bonowic, Grabca, Kaszczora i Rokitna

Utworzono dnia 20.02.2022
Czcionka:

Andrzej Żak        

Spór Konwentu klarysek krakowskich z mieszkańcami Bonowic, Grabca, Kaszczora i Rokitna

 

 Wsie Bonowice oraz Grabiec należą do parafii pod wezwaniem Św. Bartłomieja w Szczekocinach nieprzerwanie od XIV wieku (czyli od początku istnienia tej parafii). Same wsie potwierdzone są w dokumentach już w 1256 roku. Myślę, dzieje są związane nie tylko historycznie ale również emocjonalnie z historią miasta Szczekociny. Obie wsie wchodząc od XIII wieku w skład tzw. klucza rokitnickiego należącego do konwentu klarysek w Krakowie, gospodarczo przyporządkowane były przez ponad 500 lat dworowi w Rokitnie. Parafią jednak były Szczekociny. 

          Poniżej przedstawiam jeden z epizodów bogatej historii tych wsi. Rzecz dotyczy sporu pomiędzy mieszkańcami wsi Rokitno, Bonowice, Grabiec i Kaszczor, a Konwentem klarysek krakowskich (wsie były własnością konwentu od 1257 roku) oraz Janem Podlewskim, administratorem tych dóbr. Opis pochodzi z Ksiąg Referendarii Koronnej (1) oraz Ksiąg Grodzkich Krakowskich (3).

 Jan Podlewski (pisownia nazwiska w niektórych dokumentach jest inna: Podleski, Podleński) pochodził z Raciborowic niedaleko Krakowa. 19 lipca 1779 roku w kościele w Rokitnie zawarł związek małżeński z Józefą Strońską, córką Józefa Strońskiego administratora dóbr rokitnickich. Prawdopodobnie Podleski po teściu przejął funkcję administratora. Okazał się być bardzo okrutnym zarządcą. W ciągu prawie ośmiu lat swojego administrowania kluczem rokitnickim Konwentu klarysek krakowskich wykazał się porywczością i okrucieństwem              w stosunku do poddanych. Wymuszał na poddanych wykonywanie prac przekraczających wymiar tradycją ustalonej  pańszczyzny. Siłą wymuszał posłuszeństwo. Za najmniejsze nawet przewinienie, a często również zupełnie niesłusznie, karał biciem. Z tego powodu wielu poddanych przypłaciło to zdrowiem a nawet życiem. W Księgach Grodzkich Krakowskich wykazanych jest ich z imienia i nazwiska kilkunastu. Między innymi:

„… Balcera Krawca że Syna swego znaleźć nie mógł [wzywanego zapewne przez zarządcę do jakiejś dodatkowej pracy] … Ślężyka za wystawienie stodółki, lubo za wiedzą Jaśnie Panny Ksieni, … Bielnickiego za upomnienie się o zapłatę od Roboty namiotu, Jacentego Buczaka za podniesienie w Lasku kilku gałązek od Śniegu upadłych, który pod czas mrozu był więziony, y osobno znowu karany, … Maychra Ziarna i Kazimierza Gila  pod pretekstem nierychłego wyjeżdżania w drogę, lubo przed wschodem słońca wyjeżdżali, Bonawentura Ślęka o podniesienie Widły na drodze, wmówiwszy w niego  że ukradł, który Człowiek tak ciężko był pobity, że bardzo długo chorował … Synów Ignacego Sikory o wegnanie na pastwisko, z których pierwszy do Niedziel kilku, a drugi aż do Roku chorował, …Pawełka o to,  że Córki swej usznej ze Dworu znaleźć nie mógł, tak ciężko obić kazał y obił, że z tego pobicia, zaraz rozchorował się, do zdrowia przyjść  niemógł, y niedługo umarł, Jana Sobalę tak bezprzyczynnie ukarał, że aż krwią spłynął, y opuchł, z czego zaraz rozchorował się, y w krótce umarł, Franciszka Wronę, gdy mu się pług nadpsuwał przy Oraczu, tak pobił y ukarał,  że zaraz tenże Człowiek rozchorował się y krwią charchał, do zdrowia przyjść niemógł,                    y nareszcie umarł, Wawrzeńca, kazawszy przez Zagon położyć,  tak mocno ukarał, że zaraz tego samego dnia tenże Człowiek rozchorował się y szóstego dnia umarł, a po śmierci krzyże i nogi posiniałe, y krew mu się dobywać miała … a tak że oczywiście utraty zdrowia tych ludzi, nie kto inny stał się przyczyną, tylko tenże I.Pan Podleski z czego wielu nawet z Mieszkańców Wiosek tutejszych, rozeyść się w inne tereny musiało, … „”       

          Wobec nasilającej się porywczości i złości Podleńskiego, mieszkańcy gromad wsi w obawie przed jeszcze większymi represjami postanowili wybrać delegację, aby ta udała się do właścicielek, Panien Franciszkanek, ze skargą i prośbą o oddalenie z majątku tego okrutnika.  Delegowani przez gromady wyruszyli do Krakowa w okresie kiedy nie było zbyt wielu prac polowych. Mogło to być jesienią 1785 roku. Na spotkaniu z Ewą Chomentowską, ówczesna przeoryszą Konwentu klarysek krakowskiego przedstawili jej swoje krzywdy i obawy. Ta przekazała włościanom Rezolucję, w której zobowiązywała się zaspokoić prośby mieszkańców wsi i nie dopuścić do dalszego pokrzywdzania ich przez administratora. Zbadanie sprawy oraz rozsądzenie sporu zleciła komisarzowi konwenckiemu. Delegacja wróciła do domów. Niestety, mimo obietnic sytuacja w stosunkach z Podleńskim nic się nie zmieniła.  Nie wiadomo czy w ogóle była jakaś interwencja w tej sprawie. Jest przy tym bardzo prawdopodobne, że stosunki Podleńskiego z Konwentem oraz z samą były przyjazne i jako zarządca spełniał oczekiwania klasztoru W każdym bądź razie wbrew oczekiwaniom mieszkańców, Podleński stał się jeszcze bardziej zawzięty.  Wobec takiego obrotu spraw gromady wszystkich czterech wsi postanowiły ponownie wysłać do Krakowa delegację, w skład której weszli wójtowie, zapewne też część przysiężnych oraz paru innych, obdarzonych autorytetem kmieci. W sumie trzynastu włościan. Tym razem spisano suplikę, którą zamierzano złożyć na ręce ksieni. Delegacja tą sama drogą co poprzednio udała się krakowskiego grodu. Przypuszczam, że działo się to późną jesienią lub nawet zimą. Do klasztoru przy kościele Św. Andrzeja dotarli najprawdopodobniej przed południem. Tym razem jednak ksienia Chomentowska nie przyjęła poddanych od razu. Wprost przeciwnie upokorzyła ich karząc czekać przez wiele godzin przed klasztorną bramą. Dopiero wieczorem, gdy zrobiło się ciemno zawołano ich do lektorium. To było miejsce z przegrodą oddzielającą nawę tego starego kościoła od prezbiterium dostępnego tylko dla duchownych i zakonnic. Ksienia zapytała o powód przybycia. Gdy wyznaczeni spośród siebie delegaci zaczęli opowiadać o swoich uciążliwościach zniecierpliwiona i rozzłoszczona zabroniła im dalej mówić. Mało tego, mocno ich zrugała i zagroziła ukaraniem całe wsie skąd pochodzili. Zaraz też, spisawszy swoją relację przywołała niejakiego Brzozowskiego, pisarza konwenckiego oraz pięciu parobków klasztornych. Nakazała wyprowadzić wszystkich chłopów na podwórzec klasztorny i tam ukarać każdego kilkudziesięcioma plagami. Jej rozkaz wykonano natychmiast. Zdezorientowani i zaskoczeni włościanie raczej nie stawiali oporu. Tym bardziej, że prawdopodobnie większość z nich miała już swoje lata. Wójt rokitnicki po pobiciu ukląkł na środku dziedzińca i głośno żalił się, że za porządne sprawowanie swojego urzędu taką oto niesprawiedliwą dostał „nagrodę”. Widząc to z okna, ksienia jeszcze bardziej się rozsierdziła i nakazała parobkom ponownie ukarać plagami tegoż wójta. Pobity został również Franciszek Galiński, młynarz z Kaszczora, który tylko przyłączył się do delegacji, a przybył do klasztoru w prywatnej swojej sprawie. Mianowicie poskarżyć się chciał na dwór rokitnicki za odjęciu mu dopływu wody do młyna. Nawet nie był wysłuchany przez ksienię i potraktowany został jak pozostali. Wszystko działo się w ciemnościach, skąpo tylko rozjaśnianych przez palące się pochodnie. Ksienia, później podczas dochodzenia komisarskiego tłumaczyła się, że chłopi przybyli do klasztoru z hałasem i byli krnąbrni. Zamiast przekazać swoje skargi domagali się odpowiedzi i odgrażali się, że pójdą ze skargą „za granicę”. Wobec takiego zachowania zdenerwowała się i nakazała ukarać kilku krnąbrnych poddanych. Jednych po 10 a innych, bardziej aktywnych po 20 plag. Przypuszczam, że faktycznie przedstawiciele wsi byli podenerwowani i mogli kierować się emocjami. Nie byłoby to zbyt dziwnym po upokorzeniu tak długim oczekiwaniem na spotkanie.            

          Pobici chłopi wrócili do swoich domów. Na pewno byli rozżaleni, z poczuciem niesprawiedliwości i krzywdy a jednocześnie oburzeni i wściekli na zakonnice za to co ich spotkało. Wyobrażam sobie podniecenie i gwar dyskusji jakie zapanowały wtedy we wsiach. Mieszkańcy musieli należeć do światłych i być dobrze zorganizowanymi.  Postanowili nie odpuścić i iść ze swoimi krzywdami do Sądów Referendarii Koronnej. Wysłali swoich delegatów aż do Warszawy. Był wśród nich zapewne chłop-wójt Karol Selerski z Rokitna, którego mieszkańcy obrali swoim plenipotentem na czas trwania czynności sądowych. Już w dniu 6  lutego 1786 roku otrzymali glejt ochronny. Tak było wtedy w zwyczaju aby zabezpieczyć skarżących się przed zemstą i prześladowaniem przez oskarżanych przed rozpatrzeniem sprawy i wydaniem wyroku. Ciekawym jest jednak to,  że glejt ów otrzymali od samego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Treść tego dokumentu jest zapisana w Księgach Grodzkich Krakowskich.  Do Sądów Referendarskich Koronnych w Warszawie pozew gromad wymienionych wsi wpłynął 7 czerwca 1786 roku. Pozew ten dotyczył nie tylko skargi na okrucieństwo podstarościego Podleńskiego i skargi na konwent PP Franciszkanek ale dodatkowo jeszcze innych spraw spornych. Chodziło tu między innymi o grunty bezprawnie zabrane przez dwór rokitnicki gromadom wsi Rokitno i Grabiec, wymiar pańszczyzny, obmiar gruntów i granice wsi. Rozpatrywano jednocześnie również pozwy dworów: rokitnickiego i bonowickiego przeciwko gromadom, roszczenia plebana rokitnickiego Biernackiego w sprawie zbyt niskich dla plebanii danin i jeszcze inne sporne kwestie. W sumie wzajemne pozwy dotyczyły 10 kategorii spraw. Pierwszy wyrok zapadł w Warszawie w dniu 12 lipca 1786 roku. 27 września został oblatowany do Krakowskich Ksiąg Grodzkich. Rozstrzygnięcia nie były jednak satysfakcjonujące dla obu stron. Jedni komisarze wydali wyrok zaoczny niekorzystny dla gromad, drudzy niekorzystny dla klasztoru i administratorów. Nastąpiły apelacje gromad oraz klasztoru, których skutkiem było powtórne zbadanie spraw. W dniu 29 maja 1787 roku postanowieniem sądu referendarskiego odroczono wydany wcześniej wyrok. Po ponownej wizytacji gruntów gromad, weryfikacji dokumentów oraz wysłuchania stron Sąd Referendarii Koronnej w Warszawie, w dniu 9 czerwca 1788 roku ogłosił nowy wyrok. Jan Podleński został potraktowany jako uciążliwy administrator i nakazano oddalenie go z majątku konwentu. Jednak wyrok był w tej sprawie łagodniejszy dla klasztoru i administratora w porównaniu z poprzednim. Za nieludzkie obchodzenie się z poddanymi sąd skazał go na 6 tygodni wieży (zamiast jak w poprzednim wyroku na pół roku) oraz zapłacenie 1000 grzywien kary (o połowę mniej niż zasądzono wcześniej). Połowa miała być wypłacona gromadom Rokitna, Grabca, Bonowic i Kaszczora a połowa pobitym przez zarządcę lub z jego polecenia oraz rodzinom zmarłych z takiego pobicia. W mocy natomiast sąd utrzymał karę 500 grzywien, zasądzoną od klasztoru za pobicie przedstawicieli wsi przybyłych do przeoryszy Chomentowskiej ze skargą (w tym 50 grzywien dla młynarza ukaranego niewinnie). Ponadto sąd zasądził na rzecz gromad wypłatę przez konwent 4000 złotych polskich za przebory (czyli wcześniejsze, bezprawnie wymuszane przez administratorów nadmierne świadczenia pańszczyźniane, które gromady udowodniły) oraz koszty sądowe. W drugiej połowie XVIII wieku stosowano jeszcze grzywny jako jednostki płatnicze. 1 grzywna krakowska to 48 groszy.                1 złoty polski wtedy liczył 30 groszy. Według tych przeliczników kara, którą Jan Podleński miał w dniu 1 października 1788 roku (przed wejściem do wieży) wypłacić w Krakowie gromadom była równoważna 1600 złp. Wpłata konwentu to w przeliczeniu - 800 złp (2). Jaka była siła nabywcza ówczesnych pieniędzy?.  W latach 1764-1795 za 2 złp można było kupić kopę jaj, za 3 złp - parę butów, za 1 złp – kosę, za 6 złp – garniec gorzałki (około 2,75 litra). Woźny dostawał 2 złp za tydzień pracy. W sumie mieszkańcy wszystkich czterech wsi otrzymali 6400 złp zadośćuczynienia. To dość spora suma. Sąd zarządził także, że po rozdzieleniu pieniędzy zgodnie z wyżej wspomnianymi wytycznymi oraz po spłaceniu długów zaciągniętych przez gromady na sprawy związane z procesem sądowym, pozostała ich cześć miała być przeznaczona na fundusz dla założenia magazynu zbożowego lub kasy pieniężnej gromadzkiej. Rozdział i pieczę nad tymi pieniędzmi sąd zlecił wójtowi rokitnickiemu i przysiężnym poszczególnych wsi. Pieniądze umieszczone miały być w skrzyni, do której jeden klucz miał mieć wójt rokitnicki a drugi klucz miał posiadać przysiężny z Grabca i Bonowic. Kasa miała być, zgodnie z wolą gromad oraz rozrządzeniem sądu egzekutorialnego komisarskiego, ulokowana albo u księdza rokitnickiego albo we dworze rokitnickim. Sąd zalecał również wprowadzenie corocznej składki od każdego mieszkańca celem pomnażania tej wspólnej kasy. Miały one służyć na wspomaganie gospodarzy zubożonych lub podupadłych wskutek różnych klęsk żywiołowych, na wspomożenie wdów i innych ubogich mieszkańców.

Z lektury Ksiąg Referendarii Koronnej oraz Ksiąg Grodzkich Krakowskich można uzyskać sporo ciekawych informacji na temat charakterystyki gospodarczej obszarów wymienionych wsi oraz tego jak funkcjonowały wtedy społeczności je zamieszkujące. Wspomniany wcześniej wyrok uregulował wszystkie sprawy sporne związane z granicami wsi (wyznaczonymi zapewne w dokumentach ich lokacji jeszcze w XIV wieku) i przywrócił ich pierwotne przebiegi. Na potrzeby procesu gromady wynajęły geometrę Macieja Kotowskiego aby ten wykonał dokładne mapy gruntów. Dwór rokitnicki wynajął ze swojej strony geometrę Zwiernickiego. Niestety okazało się, że Kotowski oszukał chłopów. Pobrał pieniądze, ale z wykonanymi mapami nie pojawił się na czynnościach procesowych. Wobec takiej sytuacji musiano korzystać z map Zwierkowskiego za które częścią kosztów obciążono też wsie. Sąd referendarski zezwolił co prawda gromadom na dociekanie sądowe swojej straty wobec Kotowskiego, ale nie wiadomo mi czy wyegzekwowano od niego zwrot wydanych pieniędzy.

          Sąd referendarski dekretem zawierającym wyrok ustalił też, co było bardzo ważne, wymiar obowiązującej i jednolitej w całym królestwie podstawowej jednostki powierzchni.  Był to tak zwany łan frankoński większy. Składało się na niego 50 morgów. Według współczesnych miar jeden łan to 25,03 ha. Do tego czasu w różnych własnościach stosowano nie jednakowe jednostki miar powierzchni. Jednostka zwana łanem miała różny wymiar w różnych okresach czasu. Jan Długosz w swoim Liber Beneficjorum pisał o łanach kmiecych, od których kmiecie odprowadzali podatki. Zapewne były one mniejsze niż frankońskie. Po analizie różnych źródeł sadzę, że średniowieczny łan kmiecy odpowiadał powierzchni około 21 morgów, czyli było to około 10 ha według współczesnej miary. Zdarzało się, że nawet w XVIII wieku w niektórych włościach nadal stosowano ten sposób obmiaru powierzchni. Stosowany był też łan frankoński mniejszy oraz łan flamandzki. Taka różnorodność stosowanych jednostek powodowała liczne nieporozumienia i spory. Wyrokiem Sądu Referendarii Koronnej w 1788 roku uregulowano więc precyzyjnie tę kwestię. Według przyjętych jednostek, wsi Grabiec przypadał obszar o powierzchni 8 łanów, 14 morgów, 142 prętów i 76 pręcików (to około 210 ha). Na grunty orne, z których każdy gospodarz musiał odprowadzać podatki i świadczyć pańszczyznę przypadało 7 łanów (175 ha). Na ogrody i siedliska przypadało 24 morgi, 64 prętów. Dla porównania w Bonowicach, liczniejszych w domy (i ludność) na siedliska przypadało tylko 13 morgów( 7,5 ha), 171 prętów, a na Rokitno (bardzo ludną, parafialną wieś 48 morgów i 238 prętów (około 28 ha). Według spisów ludności z 1791 roku w Grabcu było 27 domów (tak zwanych dymów), w Bonowicach 39, a w Rokitnie 98 Licząc więc powierzchnie siedlisk i przydomowych ogrodów na jeden dom (gospodarstwo) przypadało: w Grabcu około 0,5 ha, w Bonowicach około 0,2 ha, w Rokitnie około 0,3 ha. Dane te potwierdzają charakterystyczny dla Grabca typ zabudowy wykazywany jeszcze 100 lat później w „Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich” (T.1, Warszawa 1880 r.): Wś sama głównie ciągnie się wzdłuż lewego brzegu Krztyni na sposób kolonii, każda zagroda osobno, zdala od sąsiednich zbudowana.

          W latach 1770 oraz 1780 dwór w Rokitnie z gruntów chłopskich w Grabcu przywłaszczył sobie nieprawnie 44 morgi 151 prętów i 85 pręcików. To, według naszej współczesnej miary powierzchni, około 27 ha. Były to głównie tak zwane Kopaniny na południe od wsi. W wyniku drugiego, korzystniejszego dla gromad, wyroku nakazano dworowi zwrócić wsi te grunty (przynajmniej jeżeli chodzi o równowartość powierzchni uwzględniając w niektórych przypadkach uwarunkowania komasacji gruntów, stosowane także współcześnie).

          Zapisy w Księgach Grodzkich Krakowskich charakteryzują dość dokładnie jakość gruntów przynależnych do wspomnianych wsi (wizytowanych przez komisarzy w dniu 3 lipca 1787 roku).  W przypadku Grabca opis przedstawia się następująco:

… Przybyliśmy do Wsi Grabca gdzie pominąwszy y opuściwszy wydmy y Pastwiska w pomiar gruntów Ornych niewchodzące, przyszliśmy do Ról ciągłych, obok pól do Bonowic używanych leżących między-chody większe zwanych, gdzie widzieliśmy Gronta Ręndzinne, końcami jednak przypiaszczyste w zboże teraz urodzajne, od których przybywszy do Ról ciągłych, nad Wsią grabiec leżących, Grabieckie zwanych, takowe widzieliśmy tak od Siedlisk, jako też y od wsi Grabca, w Urodzaiach obfite, y w groncie dobrym, jednak urządkiem na przegięciu gór upłukaniu podległym, daley widzieliśmy Gront zagumnie zwany, cały dobrze urodzayny, w groncie glinkowaty, od którego daley idąc widzieliśmy grunt Młynówki, w połowie dobry,            a wreszcie przypodleyszy, w urodzaj miejscami Obfity, miejscami przymierny, od którego przyszedłszy, na Pole Kopaniny, te widzielismy w Groncie przypodleyszym y Piaszczystym, Łąki zaś poniżej tychże Kopanin leżące, w kawałkach różnych umieszczone, widzieliśmy, częścią dobre a częścią przypodleysze, y mokre …

          Pola uprawne leżały głównie po północno-wschodniej i północnej stronie wsi (tak jak jest i do tej chwili). To żyzne, lessowe ziemie będące częścią tak zwanej Wyspy Lelowskiej. Teren ten lekko wznosi się ku północy. Miejscami, prostopadle do wsi spływające wody wypłukały małe, płytkie wąwozy (wspomniane w opisie komisarzy). Na południe od wsi, po obu stronach Krztyni znajdowały się żyzne łąki. Brzegi rzeki porosłe były drzewami i krzewami.  W Księgach Grodzkich Krakowskich z 1787 roku znalazłem fragment, w którym nakazywano mieszkańcom aby nie wycinali tych roślin ponieważ chronią one brzegi przed obrywaniem przez płynącą wodę. Dalej na południe, w kierunku Rokitna, teren był już bardziej piaszczysty i przez to mniej urodzajny.

          Klucz rokitnicki będący własnością Konwentu franciszkanek reguły św. Klary posiadał dwa folwarki: folwark w Rokitnie i folwark w Bonowicach. Na obszarach przynależnych do tych wsi były więc grunty dworskie i chłopskie. W XVIII wieku i zapewne też w poprzednim (w przeciwieństwie do wieków średnich) Grabiec podlegał dworowi w Rokitnie a nie w Bonowicach. Nie było jednak na gruntach tej wsi pól dworskich (poza wspomnianymi wcześniej gruntami nieprawnie zabranymi przez dwór rokitnicki w II połowie XVIII wieku). Pańszczyznę mieszkańcy Grabca odrabiali w Rokitnie. Było to trochę dziwna sytuacja. Wieś od początku należała bowiem do parafii Św. Bartłomieja w Szczekocinach. Ludzie więc na niedzielne lub świąteczne msze udawali się drogą do miasta przechodząc przez Bonowice. To samo dotyczyło uroczystości chrztów, zaślubin czy pogrzebów. Pracą jednak związani byli z dworem w innej parafii.

          Niezmiernie istotną kategorią spraw spornych między gromadami wsi a właścicielkami oraz ich administratorami, rozpatrywanych przez Sąd Jego Królewskiej Mości Referendarii Koronnej, była również sprawa świadczeń i danin pańszczyźnianych. W Dekrecie zawierającym wyrok rozstrzygnięto 12 spraw budzących konflikty. Większość była korzystna dla mieszkańców wsi (w porównaniu z sytuacją dotychczasową oraz wyrokiem sądów referendarskich z 1886 roku). Sąd referendarski zadecydował, że grunty wsi, w tym Grabca, miały zostać podzielone na ćwierci łanowe (czyli obecnie grunty o powierzchni około 6,3 ha). Te ćwierci pod dozorem komisji egzekutorialnej miały być rozdysponowane pomiędzy poszczególnych gospodarzy. Zastrzegano przy tym, by dla tych gospodarzy, którzy grunty swoje nabyli wcześniej na zasadzie zakupieństwa ich nie zmieniać. Zalecano też, by w przypadku przydzielania jakiemuś gospodarzowi większej niż ćwierć łana powierzchni pól, nie spowodowało to szkody dla innego mieszkańca (…uskutecznić zalecili rozebranie … takowych ćwierci łanowych lub też i po pół łanu, mając to na baczności, aby, ile można, z gruntu posiadanego ruszani nie byli, i to mając na uwadze, aby przez branie więcej ćwierci do jednego liczba osady wiejskiej i mieszkańców także zasiedlonych zmniejszana, i ciż mieszkańcy, jako j grunta niektórzy zakupne mający, do szukania posiadła innego dla siebie przymuszani nie byli, …) W Grabcu, po tych ustaleniach, pojawili się wśród gospodarzy, którym przydzielono wyznaczone działki, mieszkańcy pochodzący z Rokitna (Olat, Czaj, …). Prawdopodobnie otrzymali oni niektóre pola odzyskane od dworu (kopaniny) zlokalizowane na południe od Grabca i rzeki Krztyni. Jest pewnym, że do 1788 roku bardzo często niektórzy administratorzy dóbr klarysek wykorzystywali swoich poddanych, zmuszali ich do pracy ponad wyznaczone wcześniejszą tradycją normy. Stąd wyrok określający w miarę sprawiedliwie, według ówczesnych zasad, powinności poddanych względem właścicieli.

 

 

  1. Keckowa A., Pałucki Wł., Księgi Referendarii Koronnej z drugiej połowy XVIII wieku, Tom II (1781-1794), PAN Instytut Historii, Książka i Wiedza, 1957, str. 671-689 
  2.  https: //forum.odkrywca.pl/topic/683850-si%C5%82a-nabywcza-pieniadza-xvii-xix-wiek/ (dostęp z 06 maja 2020 r.)
  3. Księgi grodzkie krakowskie z lat 1786, 1787, 1788 (www.szukajwarchiwach.gov.pl – dostęp z 10.11.2021 r.)

 

Imieniny

Zegar

Pogoda

Zaprzyjaźnione Instytucje

Archiwa Społeczne