Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic

Szczekociny i Szczekocinianie w Literaturze i Sztuce

Utworzono dnia 03.05.2014
Czcionka:

Szczekociny i szczekocinianie w literaturze i sztuce to tematyka kolejnego w tym roku spotkania kulturalno-historycznego zorganizowanego przez Miejsko-Gminną Bibliotekę Publiczną w Szczekocinach przy współpracy ze Stowarzyszeniem Miłośników Historii Szczekocin i Okolic.
Bibliografia piśmiennictwa dotycząca literatury pięknej, historycznej a szczególnie literatury lokalnej i regionalnej zawierała niemały dorobek wydawniczy i stała się cennym źródłem wiadomości o naszym mieście i mieszkańcach zarówno w ujęciu historycznym jak i współczesnym. Przedstawiony podczas spotkania materiał tekstowy i multimedialny został zgromadzony i opracowany przez pana Andrzeja Orlińskiego, mieszkańca Szczekocin od lat zajmującego się tematyką regionalną.

Na obszerny wykład złożyły się wyszukane, zgromadzone i zarchiwizowane materiały dotyczące literatury związanej ze Szczekocinami, które pozwoliły uczestnikom spotkania pogłębić wiedzę na temat historii naszego miasta i mieszkańców oraz ciekawych wydarzeń składających się na prozę życia dawnych lat.
Cennym dopełnieniem tematyki spotkania kulturalno-historycznego była ekspozycja obrazów szczekocińskich plastyków udostępnionych dzięki życzliwości mieszkańców naszego miasta. Kuratorem wystawy był Grzegorz Dudała.
Prezentowana ekspozycja zawierała obrazy autorstwa: Zofii Fabjańskiej, Urszuli Krawczyńskiej, Grzegorza Dudały, Edyty Domagalskiej, Ewy Włodarskiej, Urszuli Pytlarskiej, Urszuli Kowalczyk, Edyty Lisowskiej, Agnieszki Fatygi oraz ekspozycja obrazów malarzy już nieżyjących: Jarosława Żochowskiego i Feliksy Wrony
Spotkanie zakończył koncert muzyczny w wykonaniu kwartetu smyczkowego Espressivo grającego muzykę klasyczną i filmową. 

 

Szczekociny i Szczekocinianie w Literaturze i Sztuce

ANDRZEJ ORLIŃSKI

SZCZEKOCINY I SZCZEKOCINIANIE W LITERATURZE POLSKIEJ.

           

Przez wiele lat przy każdej nadarzającej się okazji starałem się gromadzić literackie informacje dotyczące Szczekocin i szczekocinian. Gromadziłem je kierując się przeróżnymi kontekstami. Nie będę ich wymieniał, staną się czytelne w trakcie. Oczywistym jest, że zawsze w ich tle znajdywały się Szczekociny.

Zanim przejdę do zasadniczej części, chciałbym namówić Was abyśmy wspólnie wysilili nieco wyobraźnię i myślami przenieśli się do połowy ubiegłego wieku, w lata sześćdziesiąte, do ówczesnej szczekocińskiej biblioteki.

Miejska biblioteka przeniesiona została wtedy z domu pani Kazimiery Dobrzyniewicz, tego w którym obecnie mieści się księgarnia pana Jacka Mazanka do Domu Strażaka.

Bez trudu odszukamy osoby pamiętające Szczekociny i naszą bibliotekę z czasów jeszcze dawniejszych. Ale ja, świadomym czytelnikiem i bywalcem biblioteki stawałem się właśnie na początku lat sześćdziesiątych, gdy mieściła się w pomieszczeniach na pierwszym piętrze Domu Strażaka, tam gdzie dzisiaj znajduje się zaplecze kuchenne sali bankietowej. Tak, na tym piętrze królowała sztuka filmowa i literatura. Prawie codziennie seanse filmowe, ogonek po bilety, niekiedy aż do parteru i ogromny ścisk przy wejściu na salę. Łza kręci się w oku na to wspomnienie.

W bibliotece za stołem z piętrzącymi się na nim książkami urzędował pan Antoni Pieczykura. Jeśli ktoś zapytałby mnie, co z tamtego okresu najbardziej zachowało się w mojej pamięci, to bez wahania odpowiedziałbym, że zarękawki pana Pieczykury. Dziś już rzecz niespotykana, noszona dawniej przez urzędników, uszyta z poszewkowego materiału osłona mająca chronić przed zabrudzeniem rękaw od dłoni do łokcia.

Uczęszczałem wtedy do czwartej, czy piątej klasy szkoły podstawowej i byłem świadomy, że nasze miasto ma swoje miejsce na mapie, to wiedziało się z geografii. Że ma swoje miejsce w historii, to z kolei z lekcji i podręczników historii. Powoli, pewnie w większej części dzięki szczekocińskiej bibliotece stawałem się też świadomy faktu, że my i nasze miasto jesteśmy obecni i mamy swoje miejsce w literaturze i sztuce.

To był czas, kiedy za regałami z książkami całymi popołudniami, Marian Wieczorek – dziś już nieżyjący, a wtedy młody nauczyciel z liceum, niczym skryba, swoim charakterystycznym pismem spisywał ułożoną przez pana Pieczykurę „Kronikę Szczekocin”. I w tej kronice, po latach wydobytej przez ks. Jarmundowicza od spadkobierców pana Pieczykury i pod redakcją Czesława Orlińskiego wydanej drukiem, znajduje się króciutki, bo trzystronicowy zaledwie rozdział z tytułem – Szczekociny w literaturze.

Trzy stronice i trzy przykłady. Najpierw „Opowieść o Zawiszy Czarnym” Karola Bunscha, gdzie autor bohaterami uczynił Jana i Piotra Odrowążów ze Szczekocin, z których ten drugi był wraz z Zawiszą uczestnikiem jednej z wypraw krzyżowych.

Dalej autor kroniki przedstawił fragment z powieści dla dzieci, autorstwa Weroniki Tropaczyńskiej-Ogarkowej „Żołnierze Kościuszki” gdzie ranny Bartos, kosynier, bohater insurekcji ewakuuje się spod Szczekocin przeżywając na powrót szczegóły bitwy i majaczy nie mogąc pojąć jak to możliwe, że Kościuszko, który podobno zginął w bitwie teraz pochyla się nad jego zbolałym ciałem.

Trzecim przytoczonym w Kronice Szczekocin przykładem jest powieść urodzonego w Raszkowie pisarza i poety Mariana Kubickiego „Tamte lata”. Przytoczona tam rozmowa chłopców na pastwisku to baśniowa opowieść o kufrze pełnym pieniędzy ukrytym na szczekockich łąkach niedaleko wsi Chałupki i mocach nieczystych, strzegących pewnie, aż do dzisiejszego dnia owego skarbu. Autor znać musiał dobrze dawne Szczekociny, bo w kolejnym fragmencie bohater jego powieści wspomina restaurację Gryszki, gdzie chłopi stawający na sprawy w sądzie fundowali wódkę ławnikom, aby ci: „tak jakosi po sprawiedliwości wyrok wydali”.

Ta baśniowa konwencja udzieliła się panu Andrzejowi Wierzbowskiemu, kiedy w końcu lat pięćdziesiątych w swoich literackich próbach napisał opowiadanie „Bagno” o samotnie żyjącym przy leśnym trakcie kowalu i jego pełnej kruszcu skurzanej pończosze. O niezwykłym potomku, którym los na starość go obdarzył. O chciwości miejscowego dziedzica i plebana i okolicznościach, w jakich podszczekockie bagno, ich wszystkich, razem ze skarbem pochłonęło.

Mało, kto zna opowiadania Andrzeja Wierzbowskiego. Na dzień dzisiejszy jedyną chyba szansą, aby się z nimi zapoznać jest sięgnięcie do zredagowanej przez pana Andrzeja Kopcia książki „Andrzej Wierzbowski regionalista ze Szczekocin.” Książki wydanej przez Towarzystwo Kulturalne im. T. Kościuszki w 2007 roku.

Aby skończyć z literaturą baśniową przytoczę jeszcze opowieść niejakiego Rogali, chłopskiego syna z Moskorzewa, przedwojennego urzędnika z magistratu publikowaną we Włoszczowskich Zeszytach Historycznych: „Będąc chłopcem, na łąkach między Goleniowami a Szczekocinami, w kierunku wsi Tarnawa Góra, w miesiącu maju widziałem piękne zjawisko, fatamorganę w postaci kilku dużych prostokątów, jak gdyby fury siana. Każda kopuła miała inny kolor. …  Mamidło to widzieli również ludzie jadący na jarmark do Szczekocin”. A może to mamidło strzeże skarbu, który bohaterowie opowiadania Andrzeja Wierzbowskiego stracili, a próbowali dobywać bohaterowie „Tamtych lat” Mariana Kubickiego?

Jeśli chodzi o literaturę historyczną to szczekocińscy rycerze, pierwsi właściciele tych terenów – Odrowążowi są bohaterami kilku powieści. Jana i Piotra widzimy we wspomnianej już „Opowieści o Zawiszy Czarnym”, a w powieści „Strzemieńczyk” Józefa Ignacego Kraszewskiego ten sam Piotr towarzyszy królewiczowi Władysławowi w nieszczęsnej wyprawie warneńskiej.

Jak na tak możny i wpływowy ród przystało Szczekocińscy Odrowążowie licznie są reprezentowani również w literaturze popularno-historycznej? Pisze o nich Paweł Jasienica, Stefan Kuczyński i Maria Bogucka, czasami w atmosferze skandalu.

Najbardziej sensacyjny, szczekociński wątek w historii Polski dotyczy okoliczności narodzin Kazimierza Jagiellończyka w roku 1427. Maria Bogucka pisze: narodziny żadnego chyba z polskich monarchów nie odbyły w tak skandalicznej atmosferze plotek i sensacji. A przyczyną owych plotek i owej sensacji stali się raczej chcąc, niż nie chcąc dwaj Odrowążowie ze Szczekocin Piotr i Dobiesław.

Kiedy książę Witold publicznie oznajmił, że: królowa polska z niektórymi rycerzami skryte ma zaloty rozpętało się piekło. Wśród kilku podejrzanych znaleźli się wspomniani już Piotr i Dobiesław, nasi krajanie. Zachęcam do dokładniejszego zapoznania się z tą historią. Kazimierz Jagiellończyk został królem Polski i ojcem kolejnych Jagiellonów.

Czy w tej plotce była, choć odrobina prawdy?  Wspomniani przeze mnie autorzy piszą, że nie można udowodnić pomówionym rycerzom winy, ani nie można ich uniewinnić. To niektórych skłania do dywagacji, że dynastię Jagiellonów uratowali między innymi szczekocinianie. Sprawa jest jednak na tyle poważna, że zajął się nią prawie sześć wieków później znany polski satyryk Andrzej Waligórski w wierszu Panika.

PANIKA

W roku tysiąc czterysta dwudziestym i siódmym
Stała się rzecz paskudna i wielce niemiła -
Kneź Witold, zdyszany, spocony i brudny
Wpadł i rzekł do Jagiełły: - Żona cię zdradziła!

Była to czwarta żona (trzy już król pochował)
Księżna Zofia Holszańska, w skrócie Sonką zwana;.....
Siedemdziesięciosześcioletni król skoczył do pował
I krzyknął: - Łapać tego, tfu  erotomana!

Zaraz wieść się rozeszła, że stary się piekli,
I naród się dowiedział i przeraził szczerze
Poczem -  tej samej nocy - precz z Polski uciekli
Trzej bardzo szanowani i dzielni rycerze.

Pierwszy - Jan z Koniecpola umknął w samych gaciach,
Ażeby za granicą ukryć się u cioci,
A tuż za nim w panice zwiewali dwaj bracia -
Nierozłączni Dobiesław i Piotr ze Szczekocin.

Inni zaś nie zdążyli. Wpadł Hincza z Rogowa,
Wpadł młodziutki Jan Kraska i Wawer Zaremba,
Wreszcie został schwytany rycerz Piotr z Kurowa,
Gdy, nieświadom niczego, dłubał mieczem w zębach.

Drżeli w lochu, czekając aż ich kat  obedrze
Ze skóry, lub powsadza ich na kołki w płocie,
Gdy wtem królowa Sonka  przysięgła w katedrze
Że jest taką niewinną jak malutkie kocię.

Jagiełło się rozjaśnił, wypuścił ich z ciurmy,
Żonę na przeprosiny buchnął dwakroć w mankiet,
Spostponował Witolda, krzycząc: - Oż ty durny!
A niedoszłych wisielców zaprosił na bankiet.

Że zaś już był wiekowy (jak się wyże; rzekło)
Więc puchar wychyliwszy, zdrzemnął się nad michą.
Wówczas królowa rzekła: - No, to się upiekło...
Na co oni jęknęli:
-Sza! Będziesz ty cicho???!!!!

 

 

Teksty Waligórskiego śpiewa wielu kabaretowych bardów, szczególnie tych związanych z Wrocławiem, ale niestety, nie udało mi się dotrzeć do „Paniki” w wersji śpiewanej.

I bądź tu czytelniku mądry. Czy rację mają historycy piszący mądrze, czy raczej satyryk piszący śmiesznie?

Wspomniany wcześniej Paweł Jasienica, którego żona, córka i szwagierka mieszkały w Szczekocinach, a i on sam pomieszkiwał, przy pałacu, w domku niegdyś do dworskiego kucharza należącym, umieszcza Szczekociny i szczekocinian w kilku swoich literacko- naukowych pracach. W „Ostatniej z rodu” – rzecz dotyczy Anny Jagiellonki – charakteryzując epokę i rozważając problem przenikania plebejuszy do środowiska szlachty pisze: masztalerz ze Szczekocin bierze za żonę szlachciankę, która zaszła w ciążę z własnym ojcem. Znajdujemy tego masztalerza o nazwisku Rożnowski i ową szlachciankę córkę jego pana Jasińskiego w dziele Waleriana Nekandy Trepki „Liber chamorum”. Liber chamorum przez całe wieki niewydane drukiem znane jednak było powszechnie. Autora dziś nazwalibyśmy dziennikarzem śledczym. Uderzającą cechą jego opowiadań jest brutalna bezwzględność i zupełny amoralizm postępowania bohaterów. Nie inaczej było też pewnie w Szczekocinach.

Wiele z tych opowiadań, w tym przypadek kazirodztwa ze Szczekocin było analizowane w literaturze medycznej. Między innymi w „Opisach psychopatologii Polaków” Janusza Krzyżowskiego.

Opuśćmy na chwilę wiek szesnasty, aby jeszcze raz sięgnąć do Pawła Jasienicy, kiedy w latach pięćdziesiątych, bywając w Szczekocinach nad brzegiem Pilicy dumał nad polskimi losami. Przytoczę jedną z jego refleksji, tę zamieszczoną w „Myślach o dawnej Polsce”: Tuż pod oknami płynęła wąziutka Pilica, przecinająca rozległy park. Wiele czasu spędziłem na rozmyślaniach, jak czuli się miejscowi ludzie, kiedy w roku 1795 ta rzeka stała się nagle granicą dwóch państw. Tu gdzie jest pałac i oficyny, nastały Prusy, a tam, gdzie widać przedmieścia Szczekocin Austria. Od jednego razu, w sposób najbardziej brutalny rozdarto tysiącletnią jedność regionu. Kumowie i sąsiedzi stali się raptem cudzoziemcami.

Obraz Szczekocin i szczekocinian związanych z postacią Pawła Jasienicy pojawia się jeszcze w książce jego córki Ewy Beynar Czeczot „Mój ojciec Paweł Jasienica”. Na ogół ciepło wspomina samo miasto i ludzi, zamieszcza swoje pierwszokomunijne zdjęcie z miejscowymi księżmi i szkolnymi koleżankami z roku 1946. Są na nim dziewczynki, które obecnie liczą sobie lat około osiemdziesięciu ale pewnie bez trudu rozpoznają siebie i swoje koleżanki. W jej opowieści zastanawia mnie i martwi tylko jedno. Pisze, że kiedy po latach przejeżdżając przez Szczekociny zatrzymała się na naszym rynku, została obrzucona kamieniami. W tę historię trudno uwierzyć.

Wróćmy teraz, by zachować chronologię czasu, do wieku siedemnastego.
W roku 1663 w nieodległych Goleniowach pojawił się, aby przejąć majątek po ojcu Wespazjan Kochowski, jeden z uznanych twórców polskiego baroku. Był nie tylko poetą, ale również żołnierzem. Z hetmanem Czarnieckim walczył ze Szwedami, a z królem Sobieskim powędrował pod Wiedeń. Szczekociny w jego twórczości są prawie nieobecne. Tylko raz w jednym z utworów używa zwrotu: Widząc na Mazurku szczekocką burkę. Ten staropolski element męskiego ubioru słynny już w wieku XVII opisał Łukasz Gołębiewski w wydanej w roku 1830 książce „Ubiory w Polszcze od najdawniejszych czasów aż do chwil obecnych sposobem dykcjonarza ułożone i opisane”.  Widnieje też w Encyklopedii staropolskiej Zygmunta Glogera. Wielka popularność szczekockiej burki tłumaczy pewnie tak wielką niegdyś ilość płócienników w naszym mieście. Z kwerendy akt metrykalnych wiem, że jeszcze w wieku dziewiętnastym, szczególnie na Zarzeczu zawód ten uprawiało wielu rzemieślników w tym również Orlińscy.

Po Wespazjanie Kochowskim, tego pominąć, niesposób, pozostał nam jeszcze organizowany corocznie przez pana Antoniego Mosia i Zespół Szkół w Szczekocinach „Turniej jednego wiersza o laur Wespazjana Kochowskiego.” Pokłosiem turnieju jest wydana w roku 2010 książka publikująca nagrodzone w dziesięcioletniej historii turnieju wiersze. Książkę wydało Towarzystwo Kulturalne im. T. Kościuszki.

Z królem Sobieskim wędrował pod Wiedeń również przyjaciel i sąsiad Kochowskiego, Franciszek Koryciński. Choć pisał się z Pilicy był właścicielem Szczekocin. Wszedł do literatury nie tylko przez znakomite zasługi dla kraju, ale i dzięki żonie Mariannie z Michałowskich. Na ich ślubie obecny był król Jan Kazimierz, i fakt ten przez biografów w literaturze został uwieczniony. Ale ciekawostką prawdziwą jest poemacik barokowy Wespazjana Kochowskiego poświęcony żonie Korycińskiego: Pieśń X „Zuzanna potwarzą zalotnych starców nie przekonana, Do J.M. Paniej Maryanny z Michałowa Korycińskiej”. A oto początek pieśni – piękne zaproszenie, który mam nadzieję skłoni szczególnie panie do poznania całości:

Nakłońcie pilno uszu i słuchajcie pilno mowy

Wszystek żeński narodzie, wszystkie białogłowy

Słuchajcie, które z cnoty pięknymi być chcecie

Wraz i wy, co wprzód gładkość, niż cnotę kładziecie

 

Skąd ten biblijny wątek o Zuzannie w odniesieniu do szczekocinianki? Nam bardziej znany z wiersza młodopolskiego poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera „Zuzanna i starcy”, poematu Kochanowskiego „Zuzanna” czy fraszki Sztaudyngera, ale ci autorzy żadnego już odniesienia do Szczekocin nie sugerują.

Wiek siedemnasty zamknę ciekawostką wyszperaną w zasobach internetowych. Jest tam cyfrowy zapis wydanej w 1860 roku książki Świdzińskiego i Ordynacji Myszkowskich z listami Jana Sobieskiego do żony przez wszystkich zwanej Marysieńką. Trzy z nich datowane na 17 września 1665 roku, pierwszy bez określonej pory dnia, drugi z czwartej po południu, a trzeci z wieczora pisane były w Szczekocinach. Szkoda, że przyszły król, wtedy od dwóch zaledwie miesięcy szczęśliwy małżonek poświęca je wyłącznie sprawom sercowym i nawet jednym zdaniem nie odnosi się do miejsca, w którym spędził popołudnie tego dnia.

Wiek osiemnasty w Szczekocinach to czas panowania w mieście rodziny Dembińskich. Ktoś może zapytać: cóż oni mają wspólnego z literaturą? Ano mają i na dowód przytoczę kilka przykładów.

Jako mąż Barbary Dembińskiej, córki Franciszka i Urszuli, bywał, a nawet więcej, bo przecież często pomieszkiwał w Szczekocinach znany działacz polskiego Oświecenia, Tadeusz Czacki.

Dzięki pamiętnikom jego sekretarza Łukasza Gołębiowskiego wiemy, że
w pałacu w Szczekocinach znajdował się wielki księgozbiór. Wspomina bowiem, że w roku 1792 wyjechał ze swym pracodawcą do Szczekocin, gdzie porządkowali zbiory biblioteczne. Był to rok, w którym odbył się ślub Barbary Dembińskiej i Tadeusza Czackiego. Sam ślub, podobnie jak ślub Korycińskich pozostawił w literaturze ślad w postaci wiersza. Józef Bielawski jeden z uczestników królewskich obiadów czwartkowych napisał utwór „Pienie weselne na zaślubiny Tadeusza Czackiego z Barbarą Dembińską 24 maja 1792 roku”.

Barbara Dembińska, podobnie jak jej matka Urszula też musiała być osobą nietuzinkową, bo na ślad jej wielbicieli natrafiamy w innych jeszcze dziełach. Klementyna z Tańskich Hoffmanowa opublikowała „Dziennik Franciszki Krasińskiej”, w nim list bohaterki do siostrzeńca swego, Jana Świdzińskiego ze słowami: Nie mogę, tylko pochwalać i błogosławić uczuciom Twoim dla hrabianki Dembińskiej. Piszę jednak do jej matki i do biskupa kamienieckiego, którego proszę, żeby się wstawił za Tobą ….

Jej wielbicielem był też poeta Jan Paweł Woronicz, obecnie nikomu prawie nieznany. W 1853 roku wydano w Bibliotece Kieszonkowej Klassyków Polskich jego „Dzieła poetyczne wierszem i prozą”, a wśród nich wiersz „Do Barbary z Dembińskich Czackiej na czele przepisanego jej własną ręką poematu Sybilu”. Chcąc dotrzeć do owego poematu, o którym poeta pisze: Ty coś ręką nadobną to pismo kreśliła I drugiem go kryjomem życiem obdarzyła, natknąłem się na informację, że w bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego znajduje się wiele manuskryptów przepisanych własnoręcznie przez Barbarę Czacką poematów.

Druga córka Urszuli Salomea wydana za mąż za Wielohorskiego, generała też przeszła do historii literatury, jako adresatka listów wierszem i prozą pisanych przez niejakiego Józefa Mieroszewskiego. Informacja o nich znajduje się w wydanym w roku 1911 skrypcie „Rękopisy hr. Morstinów w Krakowie”.

Częstym gościem Urszuli Dembińskiej w Szczekocinach był jej przyjaciel, biskup kamieniecki Adam Stanisław Krasiński. Ich korespondencja doczekała się w 2004 roku wydania książkowego. Niektórzy w tej przyjaźni dopatrują się czegoś więcej i twierdzą, że to za sprawą biskupa Urszula Dembińska po śmierci męża nie kwapiła się do ponownego wyjścia za mąż, co w tamtych czasach było prawie normą.

Do bibliografii Szczekocin i Dembińskich należałoby dodać jeszcze jedną ważną pozycję – wydany w 1932 roku Ks. Jana Wiśniewskiego „Historyczny opis kościołów, miast, zabytków i pamiątek w powiecie włoszczowskim”. A w tym dziele ks. Wiśniewski wymienia jeszcze dwie pozycje: wydaną w 1843 roku w Wilnie książkę ks. Chołonieckiego „Dwa wieczory u pani starościny olbromskiej” oraz „Diariusz podróży króla Stanisława Augusta na Ukrainę w roku 1787” Adama Naruszewicza. Tych pozycji nie udało mi się jednak odnaleźć w bibliotekach papierowych. Również w bibliotekach cyfrowych są nieobecne.

Wszystkie trzy panie Dembińskie były adorowane przez mężczyzn i te literackie okruchy dają tak wiele do myślenia, przede wszystkim stanowią jednak pożywkę dla naszej wyobraźni.

Kończąc wiek osiemnasty, Szczekociny zdążyły jeszcze zasłynąć w polskiej historii i literaturze kościuszkowską bitwą, niestety szkoda, że przegraną. Mija właśnie 220 lat od tego wydarzenia.

Sama bitwa, jak i cała Insurekcja stanowiła i stanowi nadal motyw dla wszelakiego rodzaju publikacji.

Na początek dwa przykłady, dwa wiersze, jeden bo dotyczy poetki bardzo sławnej, drugi zaś poety bliskiego Szczekocinom. W wydanym w 1919 roku „Śpiewniku historycznym” znajdujemy wiersz Marii Konopnickiej „Pod Szczekocinami”.

Drugi, mniej sławny, ale nam bliższy. Odkryty przez Andrzeja Wierzbowskiego poeta ludowy ze Sprowy, Bolesław Trzeszkowski w wierszu „Złota Góra” daje prosty, można by powiedzieć nawet naiwny, ale wzruszający obraz bitwy i Kopca Kościuszki z rosnącą tam topolą: wedle starych opowieści pod ową topolą płakał cicho nasz Kościuszko nad Ojczyzny dolą. To słowa samego Trzeszkowskiego. Topoli już nie ma, ale wzgórze jest i do dziś stanowi miejsce, dokąd pielgrzymują uczestnicy rajdu organizowanego corocznie przez Towarzystwo Kulturalne im. T. Kościuszki.

Bez końca można by cytować dzieła poświęcone Kościuszce, Insurekcji i jej bohaterom wzmiankujące Szczekociny. Zacytuję jeszcze tylko maleńki fragment z Dumy Jakubowskiego o generale Wodzickim:

A w tem grom błysnął — krzyk runął w koło,

Nadziejo Polski zgubiona!

Wodzicki kulą ugodzon w czoło,

Chwieje się, pada i kona!

Tam, gdzie Szczekocin błyszczą się niwy.

Grób Polski swoim założył

Tak klęskę, śmierć i symboliczny grób Polski widzi poeta. Ale tak naprawdę, grób gen. Wodzickiego znajduje w Krakowie w kościele o. Kapucynów.

W roku 1812 w Szczekocinach w dalszym ciągu stanowiących własność Dembińskich na Przedmieściu, czyli Zarzeczu, pod numerem 26 rodzi się Karol Baliński. W akcie urodzenia zapisano, że jego ojciec był kuchmistrzem. W latach późniejszych wyrósł na literata i autora utworu „Powieści ludu spisane z podań” wydanego w Warszawie w 1842 roku. Był zbieraczem utworów ludowych, pionierem folklorystyki. Wśród zamieszczonych ludowych podań jest „Kaganiec” z akcją rozgrywającą się w nieodległym od Szczekocin Czarnym Lesie i opisem tego miejsca. Nawiasem mówiąc, choć minęło prawie dwa wieki, możemy bez trudu dopatrzyć się podobieństw do dnia dzisiejszego. Podaje też Baliński przypis objaśniający nazwę Czarny Las: Las pod Szczekocinami, pod którym stoją sproskie chałupki, a z drugiej struny wieś Sprowa. Dziś Chałupki należą do wsi Goleniowy.

W pierwszej połowie wieku dziewiętnastego Szczekociny stają się miejscem zamieszkania bardzo bliskich krewnych Stefana Żeromskiego. Tutaj mieszkała ciotka pisarza Ludwika z Żeromskich Saska, i jego stryj Teofil. Saski Wiktoryn, mąż Ludwiki miał w naszym mieście aptekę. W aktach parafialnych znalazłem świadectwa ich zgonów, a na przykościelnym cmentarnym murze do dziś widnieje tablica nagrobna Ludwiki. Szkoda, że wielki pisarz nie zdążył ich poznać, kto wie, może i nasze Szczekociny zaistniałyby w jego twórczości. W swojej twórczości, tylko w Popiołach wspomina szczekockie pole jako miejsce bitwy we wspomnieniach jednego z bohaterów.   

W okresie powstania styczniowego był natomiast w Szczekocinach inny wielki polski literat Adolf Dygasiński. Niestety w okolicznościach dla siebie niezbyt miłych. Jego biografowie podają, że  w 1863 roku wziął czynny udział w powstaniu styczniowym. Miał wtedy 24 lata. Był więziony w Szczekocinach. Z przekazu naszych dziadków wiemy, że carskie więzienie mieściło się w wybudowanym przez senatora Jana Hipolita Łubieńskiego kilka lat przed powstaniem zajeździe. Obecnie to siedziba władz miejskich. Mam do tego budynku spory sentyment, nie tylko, dlatego, że więziono w nim polskich patriotów, ale również, dlatego, że dzięki tej budowie z innej posiadłości Łubieńskich, z miasteczka Stawiszyn zjechali do Szczekocin majster murarski Jan Faryś i jego syn Karol, moi prapra- i pra- dziadkowie.

Okres popowstaniowy to okres wielkich przeobrażeń i wielkich migracji.
W powieści „Dwór” Isaak Singer pisze o przenosinach grupy chasydów pod wodzą niejakiego reb Szymona do Szczekocin. To zaledwie niewielki powieściowy epizod, ale dzięki niemu wiemy, że wielki pisarz, noblista był świadomy istnienia Szczekocin i coś na ich temat wiedział. U żadnego innego noblisty odniesienia do naszego miasteczka nie doszukałem się.

Na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego stulecia w Szczekocinach
w pałacu Dembińskich mieszkają Halpertowie. Rodzina ta, podobnie zresztą jak później tam mieszkający Ciechanowscy wielokrotnie jest wymieniana w literaturze poruszającej problemy związane z asymilacją Żydów oraz tworzeniem się w Polsce nowej klasy mieszczańskiej, bogatej burżuazji. Znajdujemy ich m.in. w książkach Mateusza Miesesa, Teodora Jeske-Choińskiego i Ryszarda Kołodziejczyka. Jeske-Choiński wymienia Halpertów wśród wielu innych znanych rodów, jako tych, którzy: umieli i umieją wydobyć z naszego ubóstwa miliony. Nieco światła na ten okres, również w odniesieniu do Szczekocin rzucają pamiętniki Tadeusza Halperta zamieszczone w Szczekocińskim Roczniku Historycznym wydanym przez SMHSiO w styczniu tego roku.

Związek kolejnych właścicieli Szczekocin, Ciechanowskich nie tyle z literaturą, co z literatami odkryłem zupełnie przypadkowo. Kiedy zetknąłem się z pamiętnikami wybitnego polskiego poety Jana Lechonia, okazało się, że w latach powojennych, mieszkając w Stanach Zjednoczonych przyjaźnił się z Janem i Gladys Ciechanowskimi. Nie będę wchodził w szczegóły, przytoczę tylko jego uwagi, jak wielki i wrażliwy poeta charakteryzuje ich oboje. Żartobliwie o Janie: jego nieproszona opieka jest od trzech lat zmorą mego życia, pomimo jego najlepszych intencji. Ciechanowski to nie słoń w składzie porcelany, to stado słoni. O żonie Jana pisze: Gladys, która wciąż źle mówi po polsku jest wzruszającą już nie Polką, ale entuzjastką polskości. Od Lechonia dowiadujemy się również, że najmłodszy syn Ciechanowskich od lat szkolnych przyjaźnił się z następcą belgijskiego tronu, później królem Belgii Bouduinem II. To w pewnym stopniu tłumaczy, dlaczego przeniósł się ze Stanów Zjednoczonych do Belgii i tam mieszkał, aż do swojej śmierci.

Ciechanowscy byli mecenasami sztuki i przyjaźnili się z wieloma artystami, a to zaowocowało wzmiankami o ich szczekocińskiej posiadłości w literaturze
o charakterze pamiętnikarskim. Biograf Pawła Kochańskiego, wybitnego skrzypka w kilku miejscach wspomina Szczekociny wymieniając je obok znanych kurortów i wielkich metropolii. M.in. pisze: W 1932 roku spędził [P.K.]miesiąc w Zakopanem z Szymanowskim. Później bawił z żoną w Szczekocinach, posiadłości Jana i Gladys Ciechanowskich, gdzie odbywały się huczne polowania. W innym miejscu: Raz jeszcze popłynął [P.K.] do Europy. Przez Paryż, Zakopane, Szczekociny dotarł do Warszawy”. Cały muzyczny świat zna Pawła Kochańskiego, zna Paryż, Warszawę i Zakopane. I w tym towarzystwie znalazło się też nasze miasteczko.

Te literackie plotki dodają odrobinę zwyczajności do ciągle powtarzanej, często nazbyt patetycznej wiedzy. Ale żeby zakończyć temat Ciechanowskich na poważnie, obowiązkiem moim jest przypomnieć, że Jan Ciechanowski, były właściciel pałacu i majątku Szczekociny były ambasador jest autorem książki „Defeat In Victory” przetłumaczonej na kilka języków, poza polskim, niestety. Porażka w zwycięstwie, tytuł znamienny nawiązujący do tragedii Polski po zwycięstwie naszych sojuszników w 1945 roku, i własnej z tego powodu, bo nigdy już do ojczyzny nie wrócił.

Szczekociny z lat dwudziestych ubiegłego wieku znajdujemy jeszcze we wspomnieniach Niki Strzemińskiej „Miłość, sztuka, nienawiść”. Jej ojciec, malarz Władysław Strzemiński nauczyciel rysunku w gimnazjum i matka, rzeźbiarka Katarzyna Kobro zamieszkali wraz z nią w mieszkaniu standardem przypominającym wiejską izbę, takie były ówczesne Szczekociny. Dom w którym mieszkali w roku 1926 znajdował się przy ulicy Senatorskiej 24, był to dom Migalskich.

Jeszcze raz tych dwoje artystów przypomnieli Ania Wieczorek i Mirosław Skrzypczyk w 2011 roku wydając przy okazji realizacji projektu „Awangarda w Szczekocinach” książkę o takim samym tytule.

Strzemiński i Kobro to nie jedyne, znane, związane ze Szczekocinami, osoby międzywojnia. W rodzinie Gąsiorów przechowywana jest pamięć o odwiedzającej nasze miasto Zofii Kossak-Szczuckiej. Autorka „Pożogi” przyjeżdżała tutaj do swojej krewnej, pani Stanisławy Chmielewskiej pracownicy Spółdzielczego Banku Ludowego.

Czas na druga wojnę światowa. Oczywiście, nasze miasto i nasi obywatele pozostawili wiele literackich śladów z tego okresu.

Wpierw wydawnictwa związane z wojenną historią szczekocińskich Żydów. Od 2010 roku, kiedy to ukazało się polskie wydanie księgi pamięci Szczekocin
pt. „Pinkes Szczekocin” ukazały jeszcze cztery książki.

Do tej pory wydano jeszcze indywidualne wspomnienia: Izyka Bornsteina, Murray’a Schwartzbauma i Leona Zelmana. Ukazała się również praca zbiorowa p.t. Żydzi szczekocińscy. Wszystkie dzięki aktywnej działalności potomków szczekocińskich Żydów.

Inny ważny temat związany bezpośrednio z drugą wojną światową to tajne nauczanie. W formie literackiej podejmuje go kielczanin, wojenny nauczyciel działający w Irządzach i okolicy Wiesław Jażdżyński w dwóch swoich powieściach: „Świętokrzyski polonez” i „Nie ma powrotu”.

Bohater tej pierwszej Swoszowski, w rzeczywistości autor, przesłuchiwany przez oficera bezpieczeństwa opowiada o naszym mieście, jak to tuż po wojnie uczył w szkole: Takie sobie miasteczko na końcu świata, pięć ulic na krzyż, brak kolei, kiepskie szosy i duża powódź każdej wiosny. Pięć ulic na krzyż, wielkie powodzie, jak dziś trudno w to uwierzyć. Literackie uproszczenia dodają ekspresji, ale potrafią też nieco zniekształcić rzeczywistość!

Tajne nauczanie, działalność partyzancka i pierwszy powojenny rok działania szkoły średniej w Szczekocinach stanowią tło wydanej w 1971 roku drugiej z wymienionych przeze mnie powieści Jażdżyńskiego. Wątki osobiste zdecydowały zapewne, że Szczekociny zostały w powieści nazwane Ostachowem, rzeka Pilica, nad którą leżą, Czarną, a Miodowymi Wzgórzami nazwał autor bliskie Szczekocinom Irządze. Wszystko inne: postacie, wydarzenia i miejsca zgadzają się i dla wtajemniczonych nie stanowią zagadki. Z tej powieści, opisując jedno ze zdjęć zamieszczonych w albumie „Szczekociny na starej fotografii” zaczerpnęliśmy cytat: … Plutony wchodzą na obszerny dziedziniec pałacowy. Rozlegają się brawa, nie widzieli jeszcze oddziału, który jednoczył różne formacje podziemne i nazwał się zwyczajnie polską szkołą. Wczorajsi partyzanci stali się uczniami.

Okupacyjną ciekawostką jest informacja z książki księdza Leonarda Świderskiego „Oglądały oczy moje” o zwołanym przez Niemców w 1944 r. w Szczekocinach zjeździe księży w sprawie zorganizowania krucjaty przeciw bezbożnemu komunizmowi. Sam autor, wtedy proboszcz parafii Moskorzew podobnie jak większość księży zignorował tę ideę.

Czasów wojny i tuż powojennych dotykają trzy inne jeszcze wydawnictwa. Romana Czerneckiego wspomnienia „Z Krzemieńca, Borysławia...”, „Franciszka Starowieyskiego opowieść o końcu świata” spisana przez Krystynę Uniechowską i „Zawsze wśród ludzi” lekarza kiedyś związanego ze Szczekocinami – Bronisława Machury.

W latach powojennych przeniósł się do Szczekocin rozpoczął pracę w Sądzie Grodzkim adwokat Aleksander Junosza Gzowski. Do drugiej wojny światowej wydał kilka powieści i w środowisku literackim był dość znany. Po wojnie oprócz pracy zawodowej w sądzie, stworzył w Szczekocinach kółko teatralne. Był jego kierownikiem i reżyserem. Jesteśmy w posiadaniu kopii jego wspomnień. Ponad dwustustronicowy maszynopis czeka na wydawcę. Kilka ostatnich stron dotyczy Szczekocin, ale nie ma śladu po najbardziej dramatycznym wydarzeniu w historii szczekocińskiego teatru, kiedy to aktor używając prawdziwego rewolweru, jako rekwizytu zastrzelił przypadkowo członka orkiestry. Pistolet pożyczony od miejscowego milicjanta okazał się naładowany.

Pierwszym szczekocińskim wydawcą zbiorowym stało się w roku 1998 Stowarzyszenie Absolwentów Szkoły Średniej w Szczekocinach. Szkoła istnieje 95 lat i z okazji ogólnoszkolnych zjazdów doczekała się już czterech wydawnictw o charakterze monograficzno pamiętnikarskim. Autorami są sami absolwenci, w sumie wymienić należałoby kilkadziesiąt osób, więc ograniczę się tylko do redaktora wszystkich książek Tadeusza Stolarskiego.

Sam Tadeusz Stolarski, urodzony w Starzynach absolwent Liceum Pedagogicznego w Szczekocinach jest autorem bardzo dla regionalistów przydatnej pracy „Znani i nieznani Ziemi Włoszczowskiej”, a również zbioru nostalgicznych miniatur lirycznych „Nie ta godzina”.

Prawdziwy wysyp wydawnictw regionalnych nastąpił w roku 2003. Wtedy to założone przez Andrzeja Wierzbowskiego i Czesława Orlińskiego Towarzystwo Kulturalne im. Tadeusza Kościuszki obchodziło dziesiątą rocznice istnienia i z tej okazji ukazała się praca zbiorowa „Obrazy z dziejów Szczekocin”.  Książka pod redakcją Czesława Orlińskiego była pierwszym tomem biblioteki towarzystwa. Do dzisiaj tych tomów nazbierało się dziewięć. Wszystkie służą propagowaniu Szczekocin i szczekocinian. M.in. Andrzeja Wierzbowskiego upamiętnia wspomniana już wcześniej praca Andrzeja Kopcia „Andrzej Wierzbowski regionalista ze Szczekocin”, a malarstwo Zofii Fabjańskiej przybliża i upowszechnia pięknie wydany album na czterdziestolecie jej twórczości.

Pani Zofia Fabjańska wspólnie z Towarzystwem Kulturalnym wydała też wspomnienia swojego ojca doktora Słuszniaka.

W tym też roku w Radomiu ukazał się tomik wierszy „Okruchy pamięci” urodzonego w Goleniowach, absolwenta szczekocińskiego liceum Adolfa Krzemińskiego. W sumie wydał ich już kilka, m.in. „Liryki” i „Wojnę perską”. Mieszka i tworzy w Radomiu, często w swoich wierszach powraca do stron rodzinnych.

W 2008 roku ukazała się pozycja upamiętniająca kogoś, kogo prawie wszyscy znaliśmy. Mam na myśli Mariana Wieczorka, tego, który kiedyś z mozołem tworzył wspomnianą już „Kronikę Szczekocin”. W „Silva rerum Mariana Wieczorka” jego córka Ania napisała: pamięć o kimś, kto odszedł jest jedynym sposobem zatrzymania go, choć na chwilę.

W 2013 roku nasze, rok zaledwie liczące Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic rozpoczęło działalność wydawniczą albumem „Szczekociny na starej fotografii”. Natomiast rok 2014 od wydania pierwszego zeszytu „Szczekocińskiego Rocznika Historycznego”.

Byłbym niesprawiedliwy gdybym przy dzisiejszej okazji nie wymienił jeszcze kilku osób, które zapisały się w literaturze, niekoniecznie tej przez wielkie L pisanej, ale dla nas bardzo ważnej. Wymienię tylko tych, których dotychczas jeszcze w tekście nie wspomniałem.

Wpierw nieżyjący już autorzy i wydawcy: ks. Józef Biela – poeta, biograf
i kronikarz wydał, siedem tomików wykładając na te przedsięwzięcia własne pieniądze.

Henryk Kręgiel natomiast jest autorem, a jego najbliższa rodzina wydawcą niewielkiej, ale ważnej pozycji „Goleniowy w legendzie i prawdzie historycznej”.

Również własnym nakładem przy okazji zjazdu szczekocińskich Wierzbowskich, moja krewna, pochodząca stąd, ale mieszkająca we Włoszczowie Janina Orlikowska wydała własne wspomnienia z tułaczej, wojennej wędrówki pod wiele mówiącym tytułem „Z Polski do Polski”.

Podobnie wydaje też Ryszard Gębuś, mieszkaniec naszego miasta, autor fraszek i wierszy, których w mojej bibliotece jest już pięć tomików.

Chciałbym jeszcze wspomnieć o grupie nauczycieli Zespołu Szkół w Szczekocinach, którzy od lat angażują się w charakterze autorów, redaktorów czy korektorów w większość przedsięwzięć wydawniczych na terenie Szczekocin. Zbigniew Bryła jest autorem monografii „Harcerstwo w Szczekocinach 1916 – 2000”, Mirosław Skrzypczyk, jako autor i redaktor uczestniczy w większości wydawnictw, podobnie jak Anna Wieczorek.

Pozostaje jeszcze kilkanaście osób, pracowników wyższych uczelni, mieszkańców naszego miasta lub z stąd pochodzących. Najwięcej publikacji z zakresu literatury technicznej ma na swoim koncie zapewne prof. Leon Leszek Gradoń, natomiast w zakresie historii myślę, że mój sąsiad prof. Ryszard Gryz i oczywiście członek naszego stowarzyszenia dr Lech Frączek, który obok Jacka Laberscheka i Michała Zacłony biografa Urszuli Dembińskiej, na obecną chwilę stał się głównym badaczem dziejów Szczekocin.

W prawie wszystkich przedsięwzięciach wydawniczych ostatnich lat uczestniczy też Grzegorz Dudała, autor projektów większości okładek naszych wydawnictw. On i inni szczekocińscy graficy m.in. Edyta Domagalska, Urszula Kowalczyk, Marek Bajor są ilustratorami regionalnych wydawnictw.

Na koniec kilka słów podsumowania.

Nie jestem polonistą, nie zajmuję się i nigdy zawodowo literaturą się nie zajmowałem. Moja amatorska wiedza w temacie dziś prezentowanym pewnie nie jest dostateczna, ale chęci, aby rzetelnie ją przedstawić miałem szczere. Materiał jest ogromny, kwerenda czasochłonna, choć dzięki digitalizacji zbiorów i istnieniu bibliotek cyfrowych znacznie łatwiejsza niż kiedyś.

Tropiąc od lat szczekocińskie ślady w naszej literaturze i kolekcjonując je dochodzę do wniosku, że żyjemy w miejscu niebanalnym.

Myślę, że jak dawniej obok naszych przodków, tak i teraz obok nas dzieją się rzeczy godne opisania i godni opisania żyją tutaj ludzie. Oby jeszcze znaleźli się autorzy

Na zakończenie ostatni już cytat. Ostatni wers wiersza, który łatwo znajdziecie na stronach Internetu. Wiersza opublikowanego przez Marka Gajowniczka. Nikt z moich szczekocińskich znajomych nie zna autora osobiście, więc może to być tylko artystyczny pseudonim. Nie podejmuję się ocenić jego wartości literackiej, ale zdanie ostatnie tkwi w mojej głowie nieustannie. Brzmi ono: Żyjesz bracie, chcesz, czy nie chcesz w takiej szczekocinie!
Ja już się z tym pogodziłem i nawet mi się to bardzo podoba.

 

 

Imieniny

Zegar

Pogoda

Zaprzyjaźnione Instytucje

Archiwa Społeczne

 

Licznik odwiedzin:

W tym tygodniu: 44

W poprzednim tygodniu: 147

W tym miesiącu: 521

W poprzednim miesiącu: 468

Wszystkich: 56139